16.6.14

Spodnie piżamowe

Szyję, szyję, szyję. Jeszcze chyba nigdy z taką częstotliwością i radością , nie siadałam do maszyny co przez ostatnie 3 miesiące. Szyję wszystko od ubrań, przez poduszki ogrodowe, pokrowce na materac po maty plażowe.
Wczoraj odchodząc od wielkoformatowych projektów uszyłam 4 pary bokserek do spania. Jedne dla mnie , dla M, oraz dla Julcia x2.
A zaczęło się od tego, że kupiłam na Madalińskiego piękną kratkę na spodnie piżamowe (dla mnie). Ale żeby ułagodzić M (kolejna szmatka) to poinformowałam go, że to dla nas wszystkich. Co było robić. Wróciłam do domu i złamałam swoją żelazną zasadę daną sobie z dobre 10 lat temu, że NIGDY nic mojemu M nie uszyję. Złamałam i od razu pożałowałam.
Spodenki może i dobre ale...
"dlaczego przód jest tak samo uszyty jak tył? To chyba źle zrobiłaś bo i rozporka nie ma..."
No... więc tego... Ban na kolejne 10 lat !!!



Młody za to ucieszył się że będzie miał spodenki takie jak mama i tata, więc w nagrodę zrobiłam mu jeszcze jedną parę w paseczki z kieszeniami :)

  


 

15.6.14

Na plażę...

Powoli zbieramy się do wyjazdu na wymarzony i długo wyczekiwany urlop. Już za dwa tygodnie będziemy na miejscu...juppii!!  Dzisiaj w ramach deszczowej soboty, uszyłam matę na plażę. Góra to granatowy chevron, w środku ocieplina żeby było miękko np na plaży kamienistej, i spód to tkanina wodoszczelna. Uszyłam też poduszki, żeby można wygodnie odpocząć. Poduszki można układać na macie lub poza, odpinając tylko guziki. Moja maszyna spisala się wprost GENIALNIE jeśli idzie o szycie tak różnych ze sobą tkanin. Szyłam co prawda specjalna stopką telfonową właśnie do takich laminowanych tkanin, więc tak naprawdę nie pojawiły się żadne trudności. Zachwyciło mnie również automatyczne przyszywanie guzików! Po prostu cudo :))) Szkoda tylko, że mój M nie rozumie mojego entuzjazmu z przyszytego guzika,  albo pięknie obrobionej dziurki ;)





13.6.14

Na rower...

Wczoraj, po prawie miesięcznym okresie oczekiwania, zobaczyłam mój rower w całości tak jak wyglądać powinien. Zachorowałam na niego już jakiś czas temu, ale jakoś nie mogłam trafić na odpowiedni rozmiar. Ponieważ nie mam wzrostu modelki, potrzebowałam rower z nieco mniejszą ramą niż standardowo dostępne. Od czasu do czasu przeglądałam oferty sklepów nowe i używane. I wreszcie się trafił. Rozmiar jaki chciałam, kolor jaki chciałam, i marka jaką chciałam. Zakup natychmiastowy!
M wspaniale , zadbał o całą resztę!

A tak się prezentuje mój nowy pojazd!


26.3.14

Sous de ciel de Paris....

Pomimo temperatury i strajku głodowego Julcia, naszych katarów, kaszli, bolących zatok M, tegoroczny wyjazd do Paryża był naprawdę udany :)
I już wiemy, że następnym razem wyjedziemy z Paryża jako Państwo Sz.



9.3.14

Moja nowa maszyna.

Już od jakiegoś czasu, nosiłam się z zamiarem kupna nowej maszyny. Nie żeby mojemu Łucznikowi coś dolegało ( pomijam brak części obudowy, i brak jakichkolwiek "wodotrysków"), ale jego najlepszy czas, nie oszukujmy się- minął. Już nie zachwyca szerokość zygzaka i a'la szew overlockowy ( który swoją drogą nawet go nie przypomina). Czas na zmiany i to szybko. Szyję coraz więcej i coraz sprawniej :D
Działając zgodnie ze starą prawdą "kup najdroższy sprzęt na jaki Cię stać" wybrałam Janome 8900. 
Na razie poznaję jej możliwości, ale już wiem że lepiej trafić nie mogłam. Maszyna jest OBŁĘDNA!


Z nadmiaru szczęścia, nie wiem co szyć. Wczoraj żeby jednak nie przeszywać tak na "pusto", uszyłam woreczki dla M. 
W najbliższą podróż do Paryża myślę, że się przydadzą.



29.1.14

My się zimy nie boimy.

Zima za oknem jak za dziecięcych lat :) Fajnie bo może i Julcio będzie miał miłe wspomnienia z dzieciństwa z zimowego okresu. Chociaż jak tak patrzę to jego wspomnienia będą z pewnością zupełnie inne niż moje i mojego M. Już same ubrania są nieporównywalnie inne niż te w których myśmy "śmigali". Teraz wszystko wodoszczelne, wiatroszczelne, mrozoszczelne itp... nie ma szans aby dziecko jakkolwiek mogło mieć przemoczone spodnie, zmarznięte ręce czy przewiane nerki ( to akurat bardzo dobrze). Kazde wyjscie na zewnatrz wyglada jak wyprawa na biegun północny :)
W domu cieplutko, ale sama pogoda nastraja do utulenia się w coś ciepłego.
W związku z tym postanowiłam uszyc sobie piżamę. Taką ciepłą i miluśką. Poszukiwania flaneli na spodnie ... wiadomo, niby wszystko jest ale jak potrzeba to można szukać całymi dniami. Znalazłam może nie idealną ale też nie najgorszą. Bluza jest z tradycyjnej dresówki którą swego czasu zakupiłam w ilości hurtowej. ( pewnie jeszcze nie raz się jeszcze tutaj pojawi). Uszycie jeden wieczor (ok. prawie 2 bo już nie mogłam stukać maszyną) i przyznam szczerze że już szukam flaneli na kolejną!



A żeby nie było że tylko sobie coś tam szyje to i Julcia odziałam w kolejną bluzę i spodnie dresowe. Zadowolony bardzo nawet "pięknie" zapozował :)


Ps: w komplecie jest tylko do zdjęcia. Normalnie to bluza noszona osobno i spodnie osobno. Kompletom mowimy nie :)

15.1.14

Smerf muzykant!

W ubiegłym roku, Julcio postawił sprawę jasno.
 " Chcę być strażakiem Sam'em".
 http://www.in-search-of-beauty.blogspot.com/2013/01/strazak-sam.html 
W tym roku pomimo dochodzących nawet do kilkunastu dziennie gaśniczych akcji, nie chciał już wystąpić w roli dzielnego strażaka czy komendanta.
Nadal jednak chciał zostać w służbach mundurowych, jednak tym razem w roli policjanta i to takiego z drogówki....

Koncepcja policjanta w ciągu zaledwie kilku godzin, jednak zmieniła się i Julcio doszedł  do wniosku że może lepiej być smerfem :) (jak widać nawet mały Julcio wpadł na to, że różnica prawie żadna pomiędzy policjantami z drogówki a smerfami z bajki : )
I tak oto dzisiaj w dziarską miną i trąbką wkroczył rano do przedszkola w stroju smerfa.



12.1.14

Bluza dla J

Jak już wcześniej wspomniałam, ostatnio niemal nie odchodzę od maszyny. Mam 100 pomysłów na minutę, i wszystkie staram się zrealizować. Muszę też nieco "odkopać" sypialnię z zalegających niemal w każdym kącie tkanin. Gdzie nie spojrzę tam ciągle wystaje jakaś szmatka, a co gorsze, jak już z jednej zrobię użytek, na jej miejsce od razu pojawia się nowa.  (czuję się czasem jakbym grała tkaninami w Tetris)
Ostatnio biorąc udział w mojej prywatnej akcji "oszczędzam na ubraniach, niekoniecznie na tkaninach" postanowiłam uszyć mojemu Julciowi kilka bluz. Jedną udało mi się już dzisiaj zrealizować. Mój M. mówi że dziwna taka i że wygląda jak chiński kubraczek. ( tak tak, ja się już przyzwyczaiłam do różnych dziwnych skojarzeń mojego M- cóż... ten typ tak ma).
Ja uważam, że do jeansów będzie wyglądać fajnie i będę ubierać w nią Julcia jak tylko... zechce ją nosić :D


Szyjąc bluzę, stała się również rzecz niezwykła, i raczej nieprzewidziana przeze mnie.
Otóż dosłownie rozpadła mi się maszyna :)
Jest  już pełnoletnia  to prawda, ale żeby aż tak ją musiało dopaść....
Szyje świetnie od samego początku i jeszcze nigdy nie było w niej dosłownie NIC robione, a dzisiaj po prostu odpadła mi cała jej boczna część. Okazało się, że nie wytrzymał już plastik  obudowy i dosłownie spróchniał :)
Od czasu do czasu oczywiście zagaduję do M. że nowa maszyna to lux-us i dobrze by było mieć taką komputerową, co to dziurki robi sama i ma pozycjonowanie igły, i odcina sama nitki i w ogóle ma tyle ah-ów i eh-ów.
Cóż... wyjątkowo mi go trudno na tym polu urobić bo uważa że skoro moja szyje to nowej mi nie potrzeba... Do naprawienia tej zaproponował, że sklei mi to taśmą klejącą. Bo to tylko obudowa, a maszyna przecież sama w sobie szyje.... Tia...


Nie śpię bo szyję z kratki :)

"chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach"...

Nauczona doświadczeniem z ubiegłego roku ( który to na SZCZĘŚCIE już minął), postanowiłam w tym roku jak to młodzież mówi iść na spontan.
Nie planuję, nie rozmyślam, nie zastanawiam się. Po prostu działam. Co uda mi się zrealizować to moje :), czego się nie uda.... trudno poczeka na lepsze czasy.

Na razie szyję, szyję szyję.... i dobrze mi to robi :) a jeszcze lepiej mojemu portfelowi. Choć tutaj chyba M ma nieco inne zdanie :) (właśnie rozgrywam marketingową akcję "kochanie, podszywarka jest mi niezbędna")

Jedną z takich oszczędności było uszycie sukienki w której się niemal zakochałam ( u mnie proces zakochania do ubrań nie trwa jakoś specjalnie długo).
Sukienka patrząc obiektywnie nie jest jakaś niezwykła, ale mnie się po prostu tak bardzo spodobała, że postanowiłam ją sobie tym razem... uszyć.
Wiadomo było od razu, że takiej samej kratki raczej nigdzie nie dostanę, a na poszukiwania podobnej nie miałam czasu ( moda przecież tak szybko przemija, zanim bym znalazła już byłaby niemodna :D )
W końcu uszyłam z tkaniny kupionej na  bluzkę (dlatego krótki rękaw - na długi już nie starczyło).
Forma zaś to połączenie 3 różnych sukienek. Tak bardzo nie chciało mi się tworzyć formy od podstaw, że wolałam pozbierać 3 różne wykroje i połączyć w jedną.
Trochę "zmaściłam" dekolt, bo powinien być mniej wycięty ale to wina tego (usprawiedliwiam się), że robiłam ją niemal z głowy bo na stronie sklepu już jej nie było a ja nie zapisałam sobie jej zdjęcia.
Dopiero teraz pisząc tego posta, pomyślałam że dobrze byłoby pokazać o co mi chodziło i oczywiście google wie wszystko więc wystarczyło poszukać niekoniecznie na stronie sklepu buuuuuuu :(
Tak się jednak napaliłam na jej uszycie, że nawet nie pomyślałam, żeby poszukać jej w necie i dokładnie sprawdzić jak wygląda.
No nic to... różnice są, ale pruć nie będę. Która moja każdy widzi :)


Samo szycie.. cóż...każdy kto choć raz coś szył z kratki, wie jak to jest. Pasowanie, pasowanie, pasowanie. A jak już dopasujesz to... raz jeszcze musisz dopasować :) ( ktoś to zna? )
Myślę jednak, że jak się już człowiek porywał na kratkę to nie może odpuścić. To też świetna szkoła cierpliwości. ZEEENNN :D
Obsługiwane przez usługę Blogger.
Designed By Boutique-Website-Design